24/05/2009

6 i 7

W samym środku nocy wszystkie przystanki są puste. Wokół nich ziemia jest twarda, dlatego też bieganie od jednego do drugiego przez całą noc nie sprawiało mi najmniejszego problemu nawet to, że miałem na sobie mundur i cięższa od niego była duma. Nic nie pomniejszało mi frajdy. Nikt mnie nie gonił a nawet lekko i bardzo szybko gonić mogłem ja. Nocne szaleństwa szybko się skończyły nikogo nie ująłem eh. Samolot już czekał.


Ziemnymi koleinami w szczerym letnim polu dotarliśmy z ojcem po długiej wędrówce do wąwozu tuż pod Chełmcem trochę innym, bo zwyobraźnionym. Przez ten upał strasznie zgłodniałem a poza tym nie byłem w najlepszym nastroju w końcu to lato. Na najbliższej krzyżówce dojrzeliśmy jadłodajnie. Stara podżarta rdzą buda na kółkach była tu unieruchomiona chyba od lat i nikt nie zamierzał jej zabrać z tak „ruchliwego” miejsca. Nie potrafię dobrać odpowiedniej porcji ryżu. Karcą mnie za brak zdecydowania. Mój ojciec dawno już zanurzony w talerzu. Może wezmę gyros? Poproszę garść ryżu.

No comments:

Post a Comment