24/05/2009

3

Obudziłem się jako petent. Biurowiec, w którym się znajdowałem nosił cechy imperialistyczne. Wszędzie jak okiem sięgnąć Machoń, meble obite skórą i gdyby nie ta framuga w przejściu nigdy nie zgadłbym, że już tu byłem. Mimo przeświadczenia znajomości miejsca nie wiedziałem gdzie są toalety. Ktoś z personelu profesjonalnie wskazał mi korytarz. Szedłem aleją założycieli i zanim się zorientowałem znalazłem się w czyimś prywatnym mieszkaniu. Ludzie, którzy tam siedzieli nie okazali zdziwienia moim wtargnięciem. Jedyne co wskazali mi dalsza drogę, kolejny raz ktoś mi pokazuje co mam robić. W następnym pokoju a pomieszczenia były wysokie monumentalne wręcz. Cały biurowiec okazał się stara kamienicą kupiecką, w której siedzibę miała kancelaria. O tuż w ostatnim pokoju już bez okien na południowy wschód siedział kolejny znany obcy dziad. Skąd się tworzą takie twarze? Władczo siedział w fotelu, władczo zaprosił do siebie. Szlak mnie trafił, kiedy po raz kolejny przedstawiono mi następną parę drzwi sosnowych. Sprawdzam lewe?! Męska ubikacja
-O przepraszam!
Miejsce, którego od samego początku szukałem jest poza moim zasięgiem. Ja tam po prostu nie mogę wejść, czuję się dziewczyną, ale tylko na chwilę, bo skoro nie na lewo to może na prawo? Tego się nie spodziewałem. Za drzwiami stało szpalerem 1500 hiszpańskich żołnierzyków. Ów dziad stanął przy mnie- Masz tam rodzinę. Że niby co?! –No dalej, zawołaj ich. Co, teraz? Co mam robić? Krzyknąłem-Baczność! Wszyscy jak jeden mąż na moją komendę. Dziad-Spocznij! Młody człowiek podszedł do nas. To był On. Odrobinę podobny. Zaczął wymieniać swoich przodków, krewnych, jednym słowem wszystkich. Trzy, cztery pokolenia wstecz okazało się, że jesteśmy blisko spokrewnieni.

No comments:

Post a Comment