24/05/2009
24
Szedłem sobie najnormalniej w świecie na zajęcia na filii aż tu nagle połknąłem bardzo ważną rzecz! Nawet nie zdążyłem poczuć smaku jak znowu ktoś zaczął mnie gonić. Instytucja Bardzo Ważnych Spraw nie dawała mi spokoju i musiałem uciec z budy przez Giedymina. Ślizgając się po zboczu i mając na karku Ich dojrzałem całkiem spokojnie pasące się stado zebr. Nie martwił ich ani mój paniczny popłoch jaki siałem wśród okolicznych rdzawych liści, które o dziwo im smakowały ani fakt, że Giedymina to nie Ngoro Ngoro. W pościg za mną wysłano dwie agentki uzbrojone w wdzięk. Mimo ich gracji, niezaprzeczalnego uroku nie uległem pokusie co więcej uzbroiłem się w linijkę i wydrążonymi okręgami biłem gdzie popadnie w nadziei, że uda mi się od nich uwolnić. To był błąd. W przypływie furii pozwoliłem się jak jakiś uczniak zagonić za starą wiatę przystankową, która była wielkim aparatem rentgenowskim. Nic mi nie pozostało jak stanąć na chwilę w kontrapoście.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment