24/05/2009

1

…spokojnie to była tylko zła jawa, no dalej zbudź się już. Może trzeba będzie uszczypnąć? Nie, w ten sposób nie zaśnie. No nic, trzeba będzie poczekać. To ty licz. Ja popatrzę. Trzy dwadzieścia sto, dwa dwadzieścia sto…
…to całkiem dziwne, kiedy pogoda nie odzwierciedla, ta w rzeczywistości tej wyśnionej i tak na przykład mleczne niebo nie znajduje odbicia w zaśnieżonych stokach. Pan w szarej ścianie straszy w zielonej trawie kota a jest tylko bieg po łące i wielki kanion zwietrzałego granitu bez żywej duszy. Myśl ubrana w kwietniową forsycję, co ma zrobić?
Różne rzeczy cisną się do głowy, kiedy tak wieje wiatr prosto w twarz. Razem z nim zjeżdżaliśmy właśnie rano. Inaczej. To właśnie z Nim zjeżdżaliśmy rano, bo ktoś na stoku paskudnie urządził sobie kolano. Dziewczyna była zdrowo przerażona bólem, ale rutyna znieczuliła na wszelki zamęt, jak i temu podobne. Nas rzecz jasna! Chwile potem byliśmy już wolni, jak się później miało okazać dziewczynka pojawiała się wiele razy nie zawsze w towarzystwie Jego i nie zawsze zimą i czasami ona była ratownikiem, mniejsza o to, to miało nastąpić w niedalekiej przyszłości w każdym bądź razie tamto spotkanie utkwiło mi w pamięci i dzięki niemu mogłem ją później Poznać. Żaden z nas nie przypuszczał, że stok będzie oblodzony. Wpadliśmy do rzeki „amazońsko” szeroki strumyk. Zbliżaliśmy się do wodospadu, niechybnie. Dziwny wodospad, woda wzlatywała w dół. Wszystko działo się najszybciej jak mogło. Ptak przelatywał najszybciej jak tylko mógł. Wielkie kłody płynęły jak woda tylko najszybciej mogła. Uszy wyłączyły się. Wyglądało to jak widok przez zamknięte okno w samochodzie, jak podczas pierwszego razu. Kamień złapał mnie jego przytuliła ziemia w dole wodospadu. Ostatkiem sił połykałem wodę w płuca.

No comments:

Post a Comment