Poszliśmy na spacer główną ulicą Sobięcina. Ja, starzec oraz koń. Pogoda nam sprzyjała, sprzyjała rozmowie. Każdy z nas myślał nawet dziad, że dzień skończy się tak dobrze jak i zaczął. Gdy nagle z za winkla lumpeksu wychyliła się małpa. Goryl wielkości dużego budynku. Stare porachunki pomiędzy nim a koniem, bodajże. Jak zaczął nas gonić, każdy jego ruch chwiał nami na boki. Cała dzielnica drgała. Gdyby nie ten małpolud można by pomyśleć, że to nieszczęśliwa kumulacja tąpnięć tak naturalnych o tej porze roku. Kiedy już był w odległości 30 m od nas zrozumieliśmy, że to nie przelewki. KING KONG nas ścigał!
Najbliższą oazą, w której mogliśmy się schronić był sklep. Święta trójca wpadła do środka pech chciał, że był to mięsny. Koń.
- A to ja przepraszam- poszedł. Pogalopował? Czym prędzej do Gorc i tyle szkapę widziałem. Jako iż w mięsnym kolejka wiele nie ustępowała szybie wystawowej. Ogromnej szybie, przez którą…nie było czasy sprawdzić jak wielka była. Rozpaczliwie szukałem drzwi. Znalazłem przejście na zaplecze ale wyłączenie dla personelu rzeźniczego. Co teraz? Wpadłem na świetny pomysł oddania uryny.
-Chce mi się siusiu! To plus 100% infantylności w oczach i już po chwili siedziałem na muszli. Męska w mięsnym toaleta? Ostatnia kabina jak najdalej. Tym razem nie musiałem skrobać fugi by schować się. Pomyślałem o dziadku. Staremu wydze sztuczka z siusianiem nie wypaliła i tylko jak znalazł się na zapleczu miłe panie rzeźniczanki otoczyły go szczelnym kordonem. Wzięły go pod pachy i potulnie oddały dziadka w ręce aparatu. Tpchu! Małpy. Później już nie słyszałem szeleszczącego oddechu dziadka. Około kwadrans później to i słoń by się znudził a co dopiero małpa-pomyślałem. Byłem w błędzie. Nawet dobrze się nie rozejrzałem a już małpia łapa sunęła w moją stronę. Ciasnym korytarzem, tam kolejka za duża, tu w ubikacji śmierdzi niemiłosiernie. Nie było wyjścia. Potulnie umościłem sobie palce i zasnąłem w łapie.
No comments:
Post a Comment