29/04/2015

przerwy dylatacyjne na palec

Wszystkie zęby miałem pokruszone i poluzowane. wypadały mi jeden po drugim pod naciskiem języka. Kiedy już nie miałem prawie nic w buzi i kiedy się obudziłem, straszny cykliczny koszmar. Opowiedziałem całą historię małej i nasz albo naszych znajomych kot łasił się pod nogami. Kran kapał i brałem wodę ze szklanki i zraszałem go w żartach. On, szczał albo bardziej pryskał na mnie moczem po dżinsach. Czułem mocz. Wróciłem do łóżka spać. Byliśmy w łóżku u moich rodziców. W środku nocy wstałem znów by coś wydrukować. W pokoju obok była drukarnia i drukarka nic nie działała i ktoś jeszcze coś drukował z kim nie chciałem się widzieć. Udało się i wróciłem do łóżka. Nie mogłem zasnąć i cały rozruch tuszu obudził małą, której zebrało się na amory ale nie mogliśmy nic z tym zrobić bo w łóżku leżał z nami mój tato. Poprztykali się o coś z mamą i miał do niej wielkie pretensje za inwestycję, która się nie powiodła i pożarła lwią część oszczędności. Znów musiałem przerwać spanie i poszedłem do kuchni porozmawiać z mamą. W miejscu lodówki stała wielka metalowa instalacja do granic możliwości przypominająca starą lodówkę ale był to piec. Z wielkie i grubej blachy stalowej tych samych gabarytów i zdylatowana od fasady, tak że prześwitywało światło z podwórka. Byłem naprawdę zmęczony przerzucaniem się winy i wróciłem do łóżka odespać wszystko i wszystkich.

26/04/2015

esen seef

jechaliśmy kuszetką do Szwajcarii. stary polski wagon z skórzano-czerwonymi kanapami, gdzie rozłożyliśmy spanie. przedział kompletnie otwarty. zaspany spoglądałem przez okno by nie zaspać stacji. zaspałem. nad ranem pociąg ociężale ruszył z miejsca bez wstrząśnięcia najmniejszego. obudziłem się dopiero przy następnej stacji nie wiedząc, w którym kierunku zmierzamy. do wagonu wparowała masa ludzi, próbowałem odczytać z mapy cokolwiek ale kończyła się tuż przed granicą a potem już tylko południowe Włochy. kontem oka dojrzałem, że przejechaliśmy Bragę.

25/04/2015

Yogi babu

ścigałem się całą noc na kolarzówce z grubymi śnieżnymi oponami na kolce.
uciekłem nawet raz peletonowi pod górę, mimo że nie mogłem wstrzelić butów w pedały.
przez chwilę myślałem, że zgubiłem asfalt i bałem się, że stracę wypracowaną przewagę.
ktoś jednak mi pokazał strzałki, byłem wciąż na dobrej drodze. miał taką torbą jak Ja.

siedemdziesiąt trzy kilogramy minus dwadzieścia jeden gram.

wycieczka w górach z grupą przyjaciół w dużym współdzielonym pokoju. spanie na podłodze i pościg za jakimś psem w dół doliny, ja sam. błądzenie po miasteczku i podziw nad światłem.
wchodzę do klasztoru i szukam mapy. zakonnice próbują mi wcisnąć jakąś kiepską skalę, gdzie nic nie widać, mapa dla dzieci. wkurzam się i wychodzę trzaskając drzwiami, straciłem pół godziny w chrześcijańskiej kolejce.
idę szlakiem w górę i mijam ludzi ze szpejem. pytam ich o zapomniany ośrodek wczasowy na szczycie. ktoś sięga po mapę i pokazuje mi trasę, rozpoznaję ścieżki, którymi biegłem za kundlem. lśni czołówką bo zmierzcha i już wiem, że w życiu nie dojdę na górę bez światła, moja latarka była na skraju wyczerpania. nocuję u nich na dole.
Kiedy docieram tam nazajutrz nikogo już nie ma. Ktoś zostawił karton z używanymi rzeczami i odnajduję jej szminkę. Byłem w rozpaczy, znalazłem pistolet i strzeliłem sobie w głowę i poszedłem dalej lżejszy.

17/04/2015

obgryź aż do kości

pojechaliśmy na wakacje starym VW do krainy położonej w górskim wąwozie. było pogodnie i strasznie cieszyłem oczy widokiem na potężny zamek przed nami. cały skąpany w promieniach, bogactwie cieni na grubych kamiennych murach, napstrzonych małymi oknami z drewnianymi okiennicami. większość była otwarta ale nikogo kto by przez nie wyglądał. było zbyt gorąco. część murów była zakorzeniona w urwisku skalnym i wyglądała jakby rzucona niby błoto zastygłe i zamieszkałe. przypomniałem sobie, że w samochodzie zostawiliśmy psa w skrzynce na narzędzia. musiało mu być okropnie gorąco by gdy otworzyłem klapę i polałem wodą na dłoń to pił tak łapczywie. poprosiłem kolegę czy mogę wypuścić go na dwór by mógł trochę pobiegać, wszak nikogo tu innego nie było. wystrzelił niczym wariat w kierunku jeziora. znikąd pojawił się inny pies i zaczęły wygłupiać się razem przy brzegu. po drugiej stronie pasł się gniady koń roboczy. psie wygłupy przybrały szybko ludzki wymiar. otępiałe zasiadły za kierownicą i gnały na wstecznym po całej polanie i kiedy wjechały na drogę omal nie doszło do poważnego wypadku, sekundy i ostatni przypadkowy manewr zadecydowały, skończyło się tylko na małym zadrapaniu ale kobieta z drugiego samochodu domagała się zadośćuczynienia. szczeniak nie chciał się do niczego przyznać. zapierał się, że ma prawo jazdy. udawał młodego blond szczyla i odszczekiwał się po włosku. kiedy zacząłem go rugać za brak roztropności i to, że kłamał w żywe oczy wszystkim wokół, skoczył na mnie. zaczął się gryźć i wić. musiałem wiele razy go przyduszać ale jego właściciel ani myślał reagować jakby wiedział czym to może grozić. im bardziej go dusiłem i zmuszałem do posłuszeństwa tym bardziej się wściekał i sublimował w zemście i zwadzie. robi lasso i łapie mi rękę na nie. ciągnie za nią i przewiesza sznur przez reling chcąc mnie unieruchomić by móc...krzyczę o nóż.

14/04/2015

półtorej emmentala

Spieszyłem się na pociąg. Schodziłem po schodach trochę jak M. Jackson, trochę jak F. Sinatra. Spieszyłem się na pociąg do domu. Nie mogłem znaleźć odpowiedniego peronu i większość kas była zamknięta a tylko w okienkach przyjmowano emmentala. W pierwszej jakaś Chinka mnie wygryzła a w drugiej koleżanka ze studiów. Jedyna, która zrobiła doktorat? Pół kawałka upadło mi na ziemię. Bałem się, że mi go pani w okienku nie przyjmie. Pociąg miał za chwilę odjeżdżać.

10/04/2015

nie będzie niczego

mam lekkie zakwasy na mózgu po wczorajszej eskapadzie w górach. kiedy tylko udało nam się wyjść z wnętrzności wykutej u stóp białej góry miałem wrażenie, dziwne. skały były niczym niezabezpieczone i stabilne. istny labirynt wiodący donikąd.
potem już Słońcem prażeni byliśmy w na górze, jakże wysoko byliśmy. całą górę, cały łańcuch był daleko w dole, sprawiał wrażenie małego gruzu, bezładnie. już skacząc z samolotu czekałem długo zanim otworzyłem czasze. przedłużałem do granic możliwości swobodny upadek. wiatr. góry i cicho sza!

02/04/2015

tennis bez piłki

grałem całą noc w tenisa w ośrodku sportowym. bez szans na odpoczynek i bez żadnych szans na piłkę.
ćwiczyłem tylko na sucho, forhend, bekhend i rzucanie piłką drugiej osobie z kortu.

01/04/2015

ziemna rozedma

niczym łyżwiarka figurowa poddana prawom fizyki. planeta zwiększyła swoją objętość, nie przytyła ale wzięła głęboki wdech tuląc ręce do ciała. głębokość mórz drastycznie zmalała. dni stały się dłuższe o dwa razy. po całej planecie przeszła ogromna fala. ludzie zamykali okna szczelnie z nadzieją, że nie zostaną zmyci. zlewy nawet zalewali betonem. miałem mieszkanie w suterenie. małe okna z kratami. duża piwnica u wujków na prostej. dwa razy dziennie o świcie i zmierzchu po całej planecie przechodziła globalna ulewa czyniąc z każdego zakątka kuli ziemskiej żyzny i zielony raj. oklaski, brawa i kiepskie noty u sędziów.