29/07/2010

potu ciąg dalszy

Wracając dzisiaj z wieczornego biegania wpadłem zdyszany, spocony i z łomoczącym sercem na parking przy moim hostelu i tam padłem na kolana bynajmniej nie z powodu hiperwentylacji, wszak biegłem obok fabryki gąbek, ale sytuacja mnie uderzyła, bowiem za moimi plecami za wspaniałą czterdziesto metrową elewacją katedry chował się samolot tanich lini lotniczych prosto z Wysp Kanaryjskich, zapewne pełen klasy średniej co się wozi na kanarach, zaś przede mną miejscowy SAMU Social (nasz odpowiednik pomocy społecznej) rozdawał pączki i jabłuszka tym plasującym się pod klasą średnią, rozdawali też wodę afrykańskim kobietom i w tym wszystkim ja zdyszany i spragniony i gdyby to wszystko było mało to kilkaset metrów dalej, jak co każdy wieczór, rozległa się melodia lodowozu, takiego który rozwozi dzieciom klasy średniej lody na patyku i w rytm tejże melodii z mrocznym mrukiem lądującego samolotu ludzie wcinali jabłka. Przez chwilę schodząc z parkingu szedłem razem z tymi kobietami, które mówiły coś do siebie w swoim jakże egzotycznym czarnym języku. Bez względu na pochodzenie i pozycję społeczną wszyscy odganialiśmy się od tych samych much, którym obojętny jest pot. Słońce już dawno zaszło i punkt 22h wszedłem do siebie.

No comments:

Post a Comment