Wyszedłem z domu na Sobiecinie w sam środek rozgrywki tajnych służb specjalnych. Na podwórku wkoło drzewa wrzała strzelanina trzech agentów specjalnych. dwóch przeciw jednemu, jeden zły, trzy dziwne pistolety, jeden z dwóch pada. Przechwyciłem bron, rzuciłem się na ziemie i mierzyłem w jednego złego. Ustrzeliłem drania, padł. Ale nie przestawałem, wpakowałem w niego wszystko, piec kul w korpus, piec kul w głowę. Kiedy już skończyłem, podszedłem bliżej, wzbudzał we mnie wstręt, był zmasakrowany, jego twarz wyglądała jak wypruty kawal mięsa. Wyjąłem magazynek i oddałem broń drugiemu.
Na drugi dzień, już na wyspie dostałem przesyłkę poczta, w środku pistolet wraz z małą karteczka z adresem gdzieś przy Champs de Mars gdzie miałbym odebrać 10 kul, w małym pudelku. Bron była kwantowa, mechanizm wybijał elektrony z każdej kul, które de facto z osobna były innymi pierwiastkami. Efekty mogły być zaskakujące, niekończąca się ilość konwencjonalnych strzałów (66 tys.), 6 bomb odłamkowych i kilka jeszcze innych niespodzianek nie bylem pewien co bo instrukcja była po chińsko. Obudowa także była utrzymana w stylu chińskiego smoka, coś jakby wczesny Power Ranger. Wyjąłem kilka kul z tego pudełeczka i niezdara, opuściłem je na podłogę, jedna wpadła pod łóżko i bez problemów ja wyjąłem ale druga była pod szafa i aby ja sięgnąć musiałem podnieść do góry cala szafę.
No comments:
Post a Comment