27/10/2009

kanałowo

udało mi się w końcu spleść kilka faktów, wziąć aparat, rower, małą i wymieszać to z rowerami i kanałem.
W afekcie postrzeliłem kilka chwil, zaczyna być dziwnie, słońce świeci, jest ciepło, brak śniegu. Ostatnia zmiana czasu dała mi lekki ból głowy, także poczułem się trochę jak w domu, tyle tylko, że jest 16 stopni, taka trochę przedłużająca się jesień.
mijaliśmy po drodze ulubioną fabrykę drożdży, realnego wymiernika wszelkich zmian atmosferycznych, niezliczone watahy francuskich mew, które żerują obok składowisk złomu, by na końcu uciekać przed deszczem i pooglądać dzieci w parku przy autostradzie.
ale dzięki temu udało nam się wyjechać w Croix, lekka snobistycznie, małe polowania, kostka miast asfaltu, małe dworki, ściółka, psie kupy, śmieci w rowie, uff jest normalnie!


















pomidor

dojazd do pracy

wszyscy dojeżdżają samochodami, super ciekłokrystaliczne furmanki
wszyscy solidarnie wspomagają rodzimy przemysł samochodowy.
w przeciwieństwie do pozostałych do pracy poślizguję się na patelni,
kupionej w Polsce, lekko zatłuszczonej po ostatnim obiedzie.
solidaryzuję się chyba w ten sposób z rodzimymi Cyganami,
mimo romantycznych korzeni ów przyrządu, wstyd mi TYM parkować,
przed budynkiem, chowam patelnię pod płotem, za krzakami.
udaję, że do pracy dojeżdżam transportem zbiorowym, konformista!

19/10/2009

Himalaya

Ostatnio wspinałem się wysoko w górach.
zakładałem obozy, pierwsze, drugie...
biłem w czekany, biłem w szpilki.
Czekałem pół nocy aż się zaaklimatyzuje.
Potem w połowie trasy spotkała nas zawieja,
utknęliśmy w jaskini gdzieś na 7900 i było
ciężko, myśleliśmy o zamknięciu, zatarasowaniu
wejścia starą witryną okienną bo temperatura
spadała drastycznie szybko, większość podjeła
decyzję, że wraca, że to ponad ich siły.
Byłem już prawie u kresu sił na szczycie
kiedy i ja zmieniłem zdanie, wracam do małej.

Postanowiłem, że będę kontynuował, miałem wrażenie,
że w powietrzu skończył się tlen, powoli zamykały
mi się oczy, robiłem się senny aż w końcu się obudziłem.

18/10/2009

góry!

strasznie mi brakuje wszystkich małych detali
zaniedbanych historii, które płynne miały były
kamieni pod łopatką, jagód w górach, gdybym nie był
robił to co teraz, pracowałbym w górach, na szlakach
chodził w zaspach śniegu a potem oglądał zmęczone stopy
zamieniałbym się głowami z lisem i zaczepiał
"dalmatyńczyki"

no, doskwiera mi to.

i zapuszczonego post-industrializmu, którego nikt u mnie nie lubi, no dobra pewnie niewielu.








16/10/2009

made in...

Szykowaliśmy się do wyjścia na miasto było już późno i spieszyliśmy się
Dopiero co przeprowadziliśmy się z małą i jeszcze nie znaliśmy dobrze okolicy
Zabrałem ze sobą krzesło na kółkach, które znaleźliśmy w „ wyspie”.

Siadałem na niego i odpychałem się ile sił, z początku było nawet przyjemnie
Ale potem pojawiło się mnóstwo przeszkód, jakieś rozkopy i ubytki w asfalcie.
Mała się niecierpliwiła bo musiała ciągle na mnie czekać a ja często zatrzymywałem się.Wstawałem, przenosiłem krzesło, siadałem ponownie, romskie dzieci na mnie krzyczały:
„Perduuu! Perdu, attention!”

Mijałem wszystkie stragany, było tak tłoczno jak na Braderie aż w którymś momencie nie wykreciłem i wyrznąłem na ziemie krzesło poleciało w góre i uderzyło w stojak z ubraniami,które sprzedawał Chińczyk z twarzą Japończyka, z którym kiedyś pracowałem. Krzyczał i bluzgał na mnie, a ja przepraszałem starałem się naprawić ten wieszak ale nie dało rady, wręcz wyglądało to na jakąś prowokację, ten kolo ewidentnie czekał aż ktoś rozjebie mu ten cały szmelc i chciał mnie wystraszyć, sądem albo mafią, że mnie znajdzie, takiego wała!

Rzuciłem to wszystko i zacząłem na niego krzyczeć, że „to wszystko jedne wielkie gówno, i nie dam się na to nabrać!” tak strasznie mnie rozjuszył!
Na moje szczęście zadzwonił budzik.

15/10/2009

wędkarstwo

po wielu latach spędzonych poza granicami kraju
wróciłem na wzgórze Giedymina i nie mogłem nadziwić
oczu, tyle się zmieniło, cały park był ogrodzony
siatką, ludzie bawili się i aktywnie spędzali czas.
zacząłem szukać sposobu by przejść przez płot,
jedna furtka była otwarta i udało mi się wejść.
byłem jeszcze bardziej zdziwiony kiedy okazało się,
staw został przeniesiony w inne miejsce i nikt nie
chciał ze mną rozmawiać, wszyscy trzymali się daleko
ode mnie, okazało się, że przez ten okres narodził się
tu tajny obrzęd łowienia ryb, nielegalny, pierwotny
i okrutny, a ja byłem kimś jakby redaktorem naczelnym
sportowego magazynu dla wędkarzy i cały rejon liczył
na moją pochlebną opinię ale zarazem nikt nie ufał
i nie szanował.
nieźle się wkurwiłem na myśl, że park już nie jest tak łatwo dostępny.

08/10/2009

pistolet

Wyszedłem z domu na Sobiecinie w sam środek rozgrywki tajnych służb specjalnych. Na podwórku wkoło drzewa wrzała strzelanina trzech agentów specjalnych. dwóch przeciw jednemu, jeden zły, trzy dziwne pistolety, jeden z dwóch pada. Przechwyciłem bron, rzuciłem się na ziemie i mierzyłem w jednego złego. Ustrzeliłem drania, padł. Ale nie przestawałem, wpakowałem w niego wszystko, piec kul w korpus, piec kul w głowę. Kiedy już skończyłem, podszedłem bliżej, wzbudzał we mnie wstręt, był zmasakrowany, jego twarz wyglądała jak wypruty kawal mięsa. Wyjąłem magazynek i oddałem broń drugiemu.

Na drugi dzień, już na wyspie dostałem przesyłkę poczta, w środku pistolet wraz z małą karteczka z adresem gdzieś przy Champs de Mars gdzie miałbym odebrać 10 kul, w małym pudelku. Bron była kwantowa, mechanizm wybijał elektrony z każdej kul, które de facto z osobna były innymi pierwiastkami. Efekty mogły być zaskakujące, niekończąca się ilość konwencjonalnych strzałów (66 tys.), 6 bomb odłamkowych i kilka jeszcze innych niespodzianek nie bylem pewien co bo instrukcja była po chińsko. Obudowa także była utrzymana w stylu chińskiego smoka, coś jakby wczesny Power Ranger. Wyjąłem kilka kul z tego pudełeczka i niezdara, opuściłem je na podłogę, jedna wpadła pod łóżko i bez problemów ja wyjąłem ale druga była pod szafa i aby ja sięgnąć musiałem podnieść do góry cala szafę.