Spektakl teatralny oparty na gwiezdnych wojnach.
W rolach głównych mój kolega Maciej jako dobry starzec poszukujący Graala, znakomity polski bramkarz z papierosem jako zły poszukiwacz, który sprzeda Graala za dobrą cenę, w ten sam sposób zniszczy galaktykę oraz moja koleżanka z pracy, Sarah jako młoda adeptka astronomii, która była na misji w Haiti.
Scena pierwsza, ciemna podziemna sala.
Trójka poszukiwaczy zapuściła się na nieznaną planetę. Znaleźli małe wejście do podziemnej komnaty schowane w opuszczonej grocie wydrążonej w starych pokładach węgla. Czują, że coś się tu kryje i bacznie wypatrują wskazówek. Starzec następuje na coś nogą w warstwie kurzu. Czuje przepływającą energię i rozumie, że go znalazł. Powoli podnosi maskę Graala i w tym momencie, kiedy miał już ją wsadzić do torby, nadnaturalna siła wyrywa mu ją z rąk. To bramkarz i jego czarne moce.
"Myślałeś, że mnie oszukasz. Stary głupcze!" - powiedział zadowolony, zarobił właśnie fortunę. Potrzebował jednak ich by wrócić na powierzchnię i do galaktyki, gdyż każdy z nich znał inną część drogi.
Scena druga, ciemna podziemna grota.
Opuszczając podziemną komnatę zostawiają jej otwarty właz. Starzec wykorzystując chwilę nieuwagi kopie ile sił złego poszukiwacza, który wpada do środka komnaty. Maska wypada mu z rąk. Starzec zakorkuje wejście do sali, dla pewności skacze po ziemi. Zapada już noc, błądzą po omacku w nocy. Nie znajdują wyjścia. Ze świtem Słońca, dzięki jego promieniom znajdują szczelinę w skałach, do której podążają.
"Myślałeś, że mnie oszukasz. Stary głupcze!" - powiedział zadowolony, wychodząc z cienia Zły poszukiwacz. Przez noc udało mu się znaleźć wyjście. Wszystko wraca do normy. Maska do bramkarza, starzec do marazmu wieku, adeptka otwiera właz statku.
Scena trzecia, statek kosmiczny.
Trójka poszukiwaczy i młody mechanik pokładowy, w mojej osobie. Dostałem tę rolę przypadkiem. Kilka dni temu w smsie z wiadomością, iż zostałem wyselekcjonowany. Miałem trzymać gębę zamkniętą na kłódkę. Połączyć kilka lokalizacji na wydruku mapy w formacie A4. W między czasie mieliśmy wlecieć w rój asteroid i czekać na wstrząs by akcja wróciła na swój tor. Za naszymi plecami wyświetlano nadświetlną prędkość. Kontemplacyjna cisza, drukarka wypluła kartkę A3, mój pisak się wypisał. Nie wytrzymałem i zacząłem wspominać. Gęba bramkarza była raczej wtf!
"Przed pierwszym lotem musiałem wypełnić formularz. Byłem zaraz po szkole i miała to być moja pierwsza misja. Nie miałem zielonego pojęcia o danym rejonie i skłamałem zaznaczając: tak, znam galaktykę. Przy pierwszym wyładunku przez dobre pół godziny rozmawiałem z miejscowym handlarzem, z którym dobiliśmy targu, ręcznie robione czekoladki. Zabawiałem go różnymi dowcipami. Było całkiem sympatycznie mimo, że śmierdziało mu z ust niemiłosiernie. Po tym jak już wylecieliśmy okazało się, że wprawiłem ekipę statku w szampański humor. Według nich odbyłem pasjonującą rozmowę z czyścicielem kibli, który za chiny nie rozumiał mojego dialektu, i w dodatku ponoć nie rozmawiałem nawet z jego twarzą. W mig zrozumiałem skąd genezę smrodu" - żeby ukryć moje zażenowanie położyłem nogi na biurku, straciłem równowagę i w tym samym momencie wstrząsy wstrząsnęły statkiem. Fiknąłem do tyłu i akcja wróciła na swój tor.
No comments:
Post a Comment