w Alpach mój tato kurwował na widok grzbietów Mt Blanc po czym widzieliśmy jeszcze stromsze skały przy naszych oczach, stare i spróchniałe.
szczyty, których nigdy nie widziałem przy tak tłustej widoczności i w pełnym słońcu nie było mi dane wspinać się na nie.
przechadzaliśmy się po dolinach pedałując rowerami wodnymi na starych wąskotorowych trasach i biorąc zakręty za szybko i zdrowo tak, że plastik i szyny czuć było na oczach.
goniliśmy brata małej, uciekał szybki drań w skradzionej drezynie i trzymał się od nas na dystans. kiedy już dosiedliśmy się do nich i kiedy już zjechaliśmy prawie w dół, przez tunel w nagłym spadku lunaparkowym, oddaliśmy go prawowitym, którzy rozpoznali numery rejestracyjne po kodzie DNA.
No comments:
Post a Comment