06/04/2010

falezy

udało nam się!
ledwo udało nam się uciec przed pływem. nie myśleliśmy wcale i pod koniec dnia pod wiatr jechaliśmy i zapomnieliśmy. słońce i wiatr, dobrze, że w tym się zgadzamy z małą, mnie brakowało jeszcze deszczu i sztormu, wszystkich tych drobnych detali potrzebnych chłopcu. topiliśmy koła w piasku, łupaliśmy kamienie i robiliśmy eski na oczach mew. nie udało nam się zjeść porcji frytek szytych na wędkarzy i objechać portu, nie widziałem też latarni ale Calais było martwe tego dnia, najżywszym akcentem były grupy emigrantów skupionych wkoło bramy portowej i wiecznie poszukujących kartonów w pobliskich sklepach i barach. pomyślałem nawet, że tradycyjny zamek z konglomeratu piasku i wody mógłbym zastąpić prefabrykatem ale stopień wariacji kamieni na plaży był ogromny i nie było to takie znów łatwe.

dojechaliśmy z Lille do Calais w niecałe 30 minut TERGV'em, co mnie najbardziej zaskoczyło to bezpłatny przewóz rowerów i to, że pagórki nad morzem są bardzo ciężkie i że dętkę łapie się najlepiej pod koniec trasy i, że kobieta z karabinem w ręku budzi respekt.

























....moi je suis un homme qui aime bien se genre de jeu n’aime pas les nonnes et j’en suis tombé amoureux...

No comments:

Post a Comment