przy głównym wejściu do wiosny zawsze przesiaduje pani dzień dobry.
musiałem kuriozalnie wyglądać w jej oczach, bo kiedy rano jadąc do pracy przejeżdżałem obok niej, mówiłem do niej dzień dobry z łzami w oczach, od wiatru i chłodu, tylko jej mówiłem na ulicy dzień dobry a ona mówiła zawsze do wszystkich. znów zaś przy zajezdni tramwajowej rano w czwartki pod bramą stała dziewczyna, której też raz powiedziałem dzień dobry i potem też zniknęła i kiedy już nawet widywałem ją później w tym samym miejscu to nie chciała mi powiedzieć słowa. i ostatnia para komunikacyjna na stacji Lille Flandre, sądzę, że to mama ze swoim synem. on zawsze oglądał przyjeżdżające i odjeżdżające tramwaje, bez słów w bezruchu, nie zamykając gęby. sprawiał wrażenie opóźnionego. im ani razu nie powiedziałem dzień dobry bo zawsze szedłem z tłumem, nie było szans zatrzymać się przy nich, cały lud mijał ich szerszym łukiem, byli inni. myślę, że są nadal ale już nie jeżdżę komunikacją miejską. pedałuję. w godzinach szczytu, żaden kierowca nawet w tym czerwonym Ferrari, luj, nie jest mi w stanie dorównać, mam przewagę braku dwóch kół! i mocy tyle co w nogach.
wszystkie moje koleżanki, jedna po drugiej rodzą dzieci...
dzień dobry i znikam.
widziałem Bernie i Mammuth, obydwa łajdaczą i tylko ten drugi mi się podobał.
No comments:
Post a Comment