dziś zagraliśmy z małą w badmintona w parku mimo niepokojących prognoz i opadającego pyłu znad Islandii. zjedliśmy truskawki.
pierwszy wolny czas kiedy wygrzewaliśmy się w słońcu i sam się sobie dziwię, że i mi sprawiało to przyjemność, no może nie dla oczu, myślę, że to przez dojazdy do pracy, rano kiedy jedzie się na rowerze w północnym wietrze traci się ciepło błyskawicznie.
robię wyjątek od reguły dla moich ostatnich dwóch snów, ich treść jest dla mnie przykra i chcę je zapomnieć, "melanż ostatnich wydarzeń".
super, że spotkaliśmy się z Magdą, chyba brakuje mi dyskusji po polsku w większym gronie.
cieszę się na przyjazd rodziców, jeszcze ani razu nie oglądałem zdjęć z sylwestra, poprosiłem ich, żeby je przywieźli.
wciąż pozostajemy bez konkretnych decyzji, gdzie i kiedy dostanę przeniesienie, choć wcale o nie proszę :) dobrze nam w Lille.
w zeszłym tygodniu pojechaliśmy pociągiem z naszymi rowerami do Le Quesnoy, bardzo lubię kiedy w mieście pozostają ślady militarnej architektury, ale powód dla którego właśnie tam pojechaliśmy to las, prawdziwy deficyt lasów we Francji.
po całym dniu jestem zmęczony i czuję, że muszę iść spać,
ale bardzo nie chcę kończyć jeszcze weekendu.
taki czarno-biały tydzień z piaskiem w oczach.
No comments:
Post a Comment