13/07/2008

now it's time for double

Rozbiliśmy namiot w lesie. Na dziwnych ziołach dziwnie duży namiot. Zielony piękny.
Ja Ania i Ela. Piękne słońce. Zioła kłują jak kasztany. Chcieliśmy się jakoś zabezpieczyć przed wiatrem, być niezauważonymi, ale nagle pojawili się miejscowi. Przyznali, że u nich w lesie nie dzieje się nic złego w związku z czym pozostawiliśmy namiot bez opieki i poszliśmy z wszystkimi na wielkie przyjęcie, na którym był Maciej. Wielkie tańce i alkohol. Faceci przebrani za kobiety. Kobiety udające mężczyzn. Czułem się pewnie, bawiłem się żartami słownymi, trafnymi puentami, zaskakującymi. Nagle z jakiegoś powodu wszystko się kończy, chyba chcemy wracać do naszego namiotu i zabieramy Macia ze sobą. Cała tawerna otoczona została przez ogromne zaspy piasku, które nawiał mocny wiatr. Dziewczyny były już daleko w przodzie a my męczyliśmy się z tym głupim parasolem. Osłaniając się przed wiatrem nic prawie nie widzieliśmy, tyle co przez dziury i inne nieszczelności. Nagle na niebie pojawiło się słońce, drobny przebłysk spomiędzy chmur. Zaczęły nam dziewczyny pokazywać okazje. Żebyśmy skakali i biegli ile sił w nogach, ale ten głupi parasol. Za pierwszym razem żadnemu z nas się nie udało. Potem postanowiłem złożyć draństwo i każdy z nas biegł po błysk. Skok. Mnie zatrzymał czas, pięknie słońce pali. Lekki zaduch a mimo świeżość. Wygiąłem się celnie, poczułem to wszystko naraz. Kiedy już dziewczyny dobiegły do nas nie mogłem się opędzić od gratulacji. Zastanawiam się dlaczego Maciej nie skoczył równie wysoko jak ja? Coś zjadło mu palca u nogi pozostawiając tylko paznokieć. Czas wstać.
Pierwszy raz w życiu skoczyłem dobrze.

Na scenę włoskiego teatru tuż przed wystąpieniem grupy wampirów wszedł lew i hipopotam. Już za chwilę miała rozpocząć się orgia. Lew, niespełna rozumu, zaczął wspinać się na hipopotama w innym celu niż konsumpcja. Pobudzany jakąś melodią z dzieciństwa wpadał w trans tak głęboki, że już po minucie jego penis miał długość połowy jego samego. Z nabrzmiałym fallusem zaczął wskakiwać i uporczywie próbował odbyć stosunek. Lew i hipopotam bujali się razem jak na placu zabaw, w spowolnionym tempie. Wbijał w niego pazury, zrezygnowany kładł łeb na jego karku, z grzywy leciał mu pot. Nic nie wyszło. Nawet nie zapalą papierosa. Ludzie w rzędach nie są w stanie się nadziwić, a mnie się nie podobała ta nieudaczna inseminacja.

spróbuję wrócić do spisywania snów...

No comments:

Post a Comment