To było wielkie przyjęcie na wyspie. Do starego zamku można było dostać się tylko starym kamiennym mostem, który ledwo wystawał ponad tafle wody, a jezioro melodyjnie falowało. Moi rodzice rozmawiali ze mną przez telefon, upewniając się, że nic mi nie jest. Upiłam się. Wróciłam na bankiet, ale najpierw wstąpiłam do swojego pokoju. Przypomniały mi się studenckie czasy, kiedy to nigdy nie mogłem trafić do swojego pokoju w akademiku, z czego później wynikały wszystkie te dziwne sprawy. Pamiętam, że jak opętany biegałem po wszystkich piętrach, po klatkach schodowych, przez strych, najdziwniejszymi drogami poprzez półpiętra. Tylko w ten sposób byłem w stanie odnaleźć swój pokój. Im bardziej ścieżka skomplikowana tym łatwiej mi to szło. Jestem chyba chora. Na zamku pomyliłam pokoje. Przykucnęłam na tapczanie a przede mną klęczały dwie japońskie, młodziutkie dziewczynki. Całkiem kręciły mnie. Były ubrane jak uczennice, jak na jakiś finalny egzamin. Jedna zniknęła. Ta, która została dziwnie jej z oczu…
Wyszłam. Zdążyłam tylko pogłaskać ją po głowie. Jakże miękkie i czarne miała włosy. Byłam porządnie pijana. Przechadzałam się po sali z kieliszkiem szampana. Wszyscy mnie znają. Byłam wyraźnie podekscytowana incydentem w pokoju. Na sali zauważyłam Jego. Był dosyć wysoki jak na Japończyka. Długie włosy, dystyngowany. Przewijał się w tłumie. Oboje czuliśmy swój wzrok. Przyszedł w towarzystwie jednej z dziewczyn, które poznałam w pokoju. Kiedy już naprawdę dużo wypiłam odważyłam się do nich podejść i ze spokojem powiedziałam. Chcę Youko. Zobaczyłam ich zgorszenie i wyraźną niechęć, więc dotychczasową prośbę tym razem wykrzyczałam na całą salę. Chcę ją! Nikt z sali nie zareagował. Wszyscy nagle znaleźli się w auli koncertowej. Po środku sceny stał fotel, w którym wygodnie usiadł największy z nas, mistrz, profesor. My zaś głęboko w rzędach krzeseł, gdzie była znakomita akustyka. Obok mnie On. Youko zaczęła grać. Powoli jej skrzypce wydawały pierwszy ton, skrzekliwy dreszcz, graniczący z fałszem, ale prawdziwy. W preludium mistrz zapadł w trans. My także. Z każdą sekundą Youko uwalniała historię. Nie było już słychać nut. Całą salę wypełniał szum pióra o kartkę. Akt stwórczy stwórcy, pasja, uczucia. Każdy z nas widział, widziałam tą kartkę, na której pisał, tłumaczył wszystko na język muzyki. Zaadresował ją do mnie i przekazał. Po kolei każdy z jury, jak w głuchym telefonie, podawał ją dalej. Była zapisana w języku niemieckim tak by tylko ja mogła to odczytać. Japończyk także znał ten język, ale wtedy nie wiedziałam o tym. Było tam coś o braku szans, wiary i nadziei. O jakimś jedynym rozwiązaniu. Ostatecznym. Po przesłuchaniu poszliśmy razem na spacer. Znam ten las. Kiedy byłem mały chowałem się za drzewami i jak zwykle gubiłem się przy każdym rozstaju dróg. Teraz zauważyłam, że nie ma tu żadnych drzew. Jak zrozumiałam Japończyk prowadził mnie do jedynego tu drzewa i kiedy tak szliśmy w jego kierunku tłumaczyliśmy sobie wszystko co zaszło między nami. Wszystkie ważne sprawy, których nie pamiętam. Kiedy już byliśmy na miejscu z dumą zaprezentował mi je. Z daleka wyglądało na pełne owoców. Prawda była taka, że było martwe, czarne i zwęglone. Odarte z kory. Nie było na nim owoców a ostateczne rozwiązanie tego wieczoru. Na wszystkich gałęziach poprzekładane były martwe, nagie ciała wszystkich tych dziewczyn, które tego wieczoru widziałam. Każda przez gałąź w przegięciu naga. Umazane a raczej umalowane krwią każda z orgazmiczną miną, otwartymi oczami i ustami, tak jakby ktoś zamordował je w szczycie rozkoszy. Przez chwilę nawet pomyślałam, że to happening. Dosyć uderzający. Było ich tam dziesiątki, Youko i inne. Obsiadły drzewo niczym wrony. Tylko przez chwilę tak pomyślałam.
Potem wróciłam na ziemię z każdą z Nich.
This comment has been removed by the author.
ReplyDelete