Wyszłam. Zdążyłam tylko pogłaskać ją po głowie. Jakże miękkie i czarne miała włosy. Byłam porządnie pijana. Przechadzałam się po sali z kieliszkiem szampana. Wszyscy mnie znają. Byłam wyraźnie podekscytowana incydentem w pokoju. Na sali zauważyłam Jego. Był dosyć wysoki jak na Japończyka. Długie włosy, dystyngowany. Przewijał się w tłumie. Oboje czuliśmy swój wzrok. Przyszedł w towarzystwie jednej z dziewczyn, które poznałam w pokoju. Kiedy już naprawdę dużo wypiłam odważyłam się do nich podejść i ze spokojem powiedziałam. Chcę Youko. Zobaczyłam ich zgorszenie i wyraźną niechęć, więc dotychczasową prośbę tym razem wykrzyczałam na całą salę. Chcę ją! Nikt z sali nie zareagował. Wszyscy nagle znaleźli się w auli koncertowej. Po środku sceny stał fotel, w którym wygodnie usiadł największy z nas, mistrz, profesor. My zaś głęboko w rzędach krzeseł, gdzie była znakomita akustyka. Obok mnie On. Youko zaczęła grać. Powoli jej skrzypce wydawały pierwszy ton, skrzekliwy dreszcz, graniczący z fałszem, ale prawdziwy. W preludium mistrz zapadł w trans. My także. Z każdą sekundą Youko uwalniała historię. Nie było już słychać nut. Całą salę wypełniał szum pióra o kartkę. Akt stwórczy stwórcy, pasja, uczucia. Każdy z nas widział, widziałam tą kartkę, na której pisał, tłumaczył wszystko na język muzyki. Zaadresował ją do mnie i przekazał. Po kolei każdy z jury, jak w głuchym telefonie, podawał ją dalej. Była zapisana w języku niemieckim tak by tylko ja mogła to odczytać. Japończyk także znał ten język, ale wtedy nie wiedziałam o tym. Było tam coś o braku szans, wiary i nadziei. O jakimś jedynym rozwiązaniu. Ostatecznym. Po przesłuchaniu poszliśmy razem na spacer. Znam ten las. Kiedy byłem mały chowałem się za drzewami i jak zwykle gubiłem się przy każdym rozstaju dróg. Teraz zauważyłam, że nie ma tu żadnych drzew. Jak zrozumiałam Japończyk prowadził mnie do jedynego tu drzewa i kiedy tak szliśmy w jego kierunku tłumaczyliśmy sobie wszystko co zaszło między nami. Wszystkie ważne sprawy, których nie pamiętam. Kiedy już byliśmy na miejscu z dumą zaprezentował mi je. Z daleka wyglądało na pełne owoców. Prawda była taka, że było martwe, czarne i zwęglone. Odarte z kory. Nie było na nim owoców a ostateczne rozwiązanie tego wieczoru. Na wszystkich gałęziach poprzekładane były martwe, nagie ciała wszystkich tych dziewczyn, które tego wieczoru widziałam. Każda przez gałąź w przegięciu naga. Umazane a raczej umalowane krwią każda z orgazmiczną miną, otwartymi oczami i ustami, tak jakby ktoś zamordował je w szczycie rozkoszy. Przez chwilę nawet pomyślałam, że to happening. Dosyć uderzający. Było ich tam dziesiątki, Youko i inne. Obsiadły drzewo niczym wrony. Tylko przez chwilę tak pomyślałam.
Potem wróciłam na ziemię z każdą z Nich.
This comment has been removed by the author.
ReplyDelete