Jestem z innymi petentami w pewnej sprawie przejęcia korporacji na śniadaniu w biurze, zostawiony sam przy stole. Mała rozmawia z innymi Polakami. Dwóch kolesi do mojego stolika się dosiada i wypija mi moja inkę. Zaprzeczając, że to miało miejsce. Jadę z nimi autostopem i obmyślam plan zemsty. Wpadam na pomysł by wydać ich w ręce graniczników pod pretekstem przemycanej kontrabandy, narkotyki w deskach. Zanosi nas na zakrętach, jedziemy górskimi drogami.
Jestem w klasztorze, próbuje czytać stary czeski tekst z 1444, który czytam ale bez zrozumienia. Co chwila ktoś mnie o coś zaczepia i pyta. Rzucam książkę na ziemie i z hukiem oznajmiam "dwie strony w 2,5 godziny!"
Schodzę schodami na dwór i na dole mijam księży z Wałbrzycha, którzy odprawiają mszę. Próbuję wypluć gumę do żucia i przylepić ją do klamki ale jest tak duża, że nie mogę. Jestem już na świerzym powietrzu.
Schodzę schodami na dwór i na dole mijam księży z Wałbrzycha, którzy odprawiają mszę. Próbuję wypluć gumę do żucia i przylepić ją do klamki ale jest tak duża, że nie mogę. Jestem już na świerzym powietrzu.
No comments:
Post a Comment