obserwowałem jak mojego kompana przywiązali do krzesła i zmuszali do spowiedzi, naciągnęli mi nadgarstki przez stół kazali wstać, ściągnęli spodnie i straszyli, że wsadzą mu coś co się nie zmieści, główki od starych karniszy, które były przy oknie. nie mieściły się, nic nie spowiadał a ja zamykałem oczy.
ukryliśmy się w starej willi na przedmieściach, tuż pod lasem. czekaliśmy aż wrogie oddziały się zbliżą i rozpoczęliśmy kontratak. byłem snajperem i sporo czasu zajęło nam rozpoznanie i zajęcie pozycji przy oknach w piwnicy. otwieraliśmy je po cichu ale i tak dwóch z palnikami ognia nas zauważyli i musieliśmy szybko uciekać, zmieniać broń i potem bronić się już w budynku. wylało się ich dziesiątki z klatki schodowej. nie uda nam się utrzymać punktu.
widziałem, cały oddział jak na dłoni, mieliśmy dogodną pozycję by odstrzelić dowodzącego ale wśród nich zauważyłem jego rodzinę, dwie małe dziewczynki do kolan i chłopaka pod jego ramieniem. pierwszy padł chłopak, chwilę potem miał paść ojciec. wszyscy razem z nim ruszyli na nas z wściekłością, pierwsi wyrwali się miotacze ognia.
No comments:
Post a Comment