25/04/2010

Boulogne sur mer












spróbowałem w "Chez La Vieille" Pot'je Vleesch zdecydowanie wolę polskie galarety, nie wiem czemu ale kiedy byłem mały nienawidziłem mięsa w galaracie, teraz jest już inaczej. Boulogne to faktycznie zwykłe miasto nad morzem z super industrialnym kawałkiem, którego nie udało mi się dobrze zobaczyć zdecydowanie wolę Wissant i Cap Gris Nez.

24/04/2010

pani dzień dobry zniknęła

przy głównym wejściu do wiosny zawsze przesiaduje pani dzień dobry.
musiałem kuriozalnie wyglądać w jej oczach, bo kiedy rano jadąc do pracy przejeżdżałem obok niej, mówiłem do niej dzień dobry z łzami w oczach, od wiatru i chłodu, tylko jej mówiłem na ulicy dzień dobry a ona mówiła zawsze do wszystkich. znów zaś przy zajezdni tramwajowej rano w czwartki pod bramą stała dziewczyna, której też raz powiedziałem dzień dobry i potem też zniknęła i kiedy już nawet widywałem ją później w tym samym miejscu to nie chciała mi powiedzieć słowa. i ostatnia para komunikacyjna na stacji Lille Flandre, sądzę, że to mama ze swoim synem. on zawsze oglądał przyjeżdżające i odjeżdżające tramwaje, bez słów w bezruchu, nie zamykając gęby. sprawiał wrażenie opóźnionego. im ani razu nie powiedziałem dzień dobry bo zawsze szedłem z tłumem, nie było szans zatrzymać się przy nich, cały lud mijał ich szerszym łukiem, byli inni. myślę, że są nadal ale już nie jeżdżę komunikacją miejską. pedałuję. w godzinach szczytu, żaden kierowca nawet w tym czerwonym Ferrari, luj, nie jest mi w stanie dorównać, mam przewagę braku dwóch kół! i mocy tyle co w nogach.
wszystkie moje koleżanki, jedna po drugiej rodzą dzieci...

dzień dobry i znikam.

widziałem Bernie i Mammuth, obydwa łajdaczą i tylko ten drugi mi się podobał.

18/04/2010

piasek w oczach

dziś zagraliśmy z małą w badmintona w parku mimo niepokojących prognoz i opadającego pyłu znad Islandii. zjedliśmy truskawki.
pierwszy wolny czas kiedy wygrzewaliśmy się w słońcu i sam się sobie dziwię, że i mi sprawiało to przyjemność, no może nie dla oczu, myślę, że to przez dojazdy do pracy, rano kiedy jedzie się na rowerze w północnym wietrze traci się ciepło błyskawicznie.
robię wyjątek od reguły dla moich ostatnich dwóch snów, ich treść jest dla mnie przykra i chcę je zapomnieć, "melanż ostatnich wydarzeń".
super, że spotkaliśmy się z Magdą, chyba brakuje mi dyskusji po polsku w większym gronie.
cieszę się na przyjazd rodziców, jeszcze ani razu nie oglądałem zdjęć z sylwestra, poprosiłem ich, żeby je przywieźli.
wciąż pozostajemy bez konkretnych decyzji, gdzie i kiedy dostanę przeniesienie, choć wcale o nie proszę :) dobrze nam w Lille.

w zeszłym tygodniu pojechaliśmy pociągiem z naszymi rowerami do Le Quesnoy, bardzo lubię kiedy w mieście pozostają ślady militarnej architektury, ale powód dla którego właśnie tam pojechaliśmy to las, prawdziwy deficyt lasów we Francji.

po całym dniu jestem zmęczony i czuję, że muszę iść spać,
ale bardzo nie chcę kończyć jeszcze weekendu.
taki czarno-biały tydzień z piaskiem w oczach.

07/04/2010

w mordę jeża

mam nieodparte wrażenie, że mała dała mi kaszel.
nawet eukaliptus nie daje rady, kaszlę bezboleśnie,
sucho i bez pompy. wszystkim mój kaszel przechodzi bokiem.
przedwczoraj mała śniła mi się w zakładzie zamkniętym, wczoraj w nocy była cyganką.
chyba mam reminiscencje z filmu algierskiego cygana.

dziś był przyjemny dzień, z mocnym końcowym akcentem na pedały, udało mi się uciec przed deszczem, choć zaraz po wejściu do domu musiałem chłodzić stopy pod prysznicem. liczę światła uliczne prawie co do sekundy, wiem to jest trochę niebezpieczne.

ach już sobie przypomniałem: PRECZ Z DIETĄ DUKANA, ponad półtora miliona osób tutaj już sobie ją aplikuje. phuj!

06/04/2010

falezy

udało nam się!
ledwo udało nam się uciec przed pływem. nie myśleliśmy wcale i pod koniec dnia pod wiatr jechaliśmy i zapomnieliśmy. słońce i wiatr, dobrze, że w tym się zgadzamy z małą, mnie brakowało jeszcze deszczu i sztormu, wszystkich tych drobnych detali potrzebnych chłopcu. topiliśmy koła w piasku, łupaliśmy kamienie i robiliśmy eski na oczach mew. nie udało nam się zjeść porcji frytek szytych na wędkarzy i objechać portu, nie widziałem też latarni ale Calais było martwe tego dnia, najżywszym akcentem były grupy emigrantów skupionych wkoło bramy portowej i wiecznie poszukujących kartonów w pobliskich sklepach i barach. pomyślałem nawet, że tradycyjny zamek z konglomeratu piasku i wody mógłbym zastąpić prefabrykatem ale stopień wariacji kamieni na plaży był ogromny i nie było to takie znów łatwe.

dojechaliśmy z Lille do Calais w niecałe 30 minut TERGV'em, co mnie najbardziej zaskoczyło to bezpłatny przewóz rowerów i to, że pagórki nad morzem są bardzo ciężkie i że dętkę łapie się najlepiej pod koniec trasy i, że kobieta z karabinem w ręku budzi respekt.

























....moi je suis un homme qui aime bien se genre de jeu n’aime pas les nonnes et j’en suis tombé amoureux...