21/02/2010

marlboro

wszystko zaczęło się od walki psów, wielkie bydła naokoło nas,
przez chwilę przyglądaliśmy się wielkiej fecie, wszystkim ludziom,
którzy zbiegli się z okolicznych wiosek. potem każde z nas poszło w swoją stronę.
mała pracowała w czerwonym krzyżu, ja chyba byłem wolnym strzelcem, korespondentem.
rozległy się strzały, wszyscy tak jak psy rozbiegli się we wszystkie strony, z podwiniętymi ogonami wyjąc, padając. biegłem w większej grupie przez most kolejowy, w dole pod nami zza przełęczy było widać już helikoptery, wszyscy ślepo biegli prostu, tuż za mostem skręciłem ostro w prawo w jakiś sad. od posiadłości dzielił mnie wysoki płot z siatki i drutu kolczastego, za nim było słychać zbliżające się ujadanie psów, które kiedy tylko się zbliżyły wyczuły na moich rękach sierść swoich pobratymców i zostawiły mnie w spokoju. dobiegłem do miejsca gdzie płot łączył się z oborą, po kratach której wspiąłem się na dach, tam przeczekałem aż cały pościg przejdzie obok, udało mi się ich zgubić.
kiedy się rozglądałem co to za ośrodek, zauważyli mnie strażnicy i musiałem zejść, pod uzbrojoną eskortą zostałem odprowadzony do strażnicy, na moje szczęście mała odbierała tu poród, zostałem zwolniony. urodziło się malutkie dziecko, matka zmarła, małemu też niewiele brakowało do śmierci.
z racji, iż miałem papiery ONZ mogłem spokojnie opuścić obóz ale mała chciała to wykorzystać i dostałem plik zdjęć oraz dokumentów w mikrofilmach, które miałem dostarczyć do najbliższej ambasady. zgodziłem się.
następnie kiedy przechodziłem wiedziałem, że wszyscy już wiedzą co mam w kieszeniach i tylko czekają, aż przekroczę próg obozu by mnie zatrzymać. spytałem gdzie jest ubikacja i kiedy tylko się zamknąłem, nie wiem czemu ale zgasiłem światło, w tym samym momencie wszędzie w pobliżu gdzie był najmniejszy cień, zrobiło się mroczno, nic nie było widać. zacząłem wyrzucać wszystkie dokumenty i zostawiłem przy sobie tylko pudełko papierosów, a w nim to małe dziecko, opatuliłem je w papier toaletowy i wsadziłem do kieszeni.
oczywiście kiedy tylko wyszedłem zostałem całkowicie przeszukany, do naga. z kieszeni wszystko zostało wyrzucone na ziemię, dziecko połamało się. ja zostałem wypuszczony.
dziecko zmarło. obudziłem się w niedzielę.

No comments:

Post a Comment