Dziś rano była wiosna, jest. Świeci mi w okno przy moim biurku, jeżeli chodzi o zimę to mój pokój był beznadziejny, przez cały czas było z nim zimno, klimatyzacja nie działała poprawnie i wciąż było zimno. Ale teraz jest już coraz lepiej. Szczególnie rano kiedy nie mam jeszcze sił i koncepcji na cały dzień. Słońce pomaga się odbudować.
Schodząc do metra mijałem dziś naszego SDF, całą paczkę. Jak zwykle szczęśliwi w idylli od samego rana. Lecz dziś tylko jego pies przykuł moja uwagę, jego spojrzenie pełne macierzyństwa, troski i wyczekiwania na miskę jedzenia. Był trochę jak te czarne ptaki, nawet nie drgnął kiedy obok niego przechodziłem był jak wyjęty z wiersza.
Mam jeszcze chwilę więc opowiem wam trochę o Dunkierce, to straszne że po przedwczorajszej nocy straciłem moje notatki, tak bardzo się uśmiałem je pisząc.
Dzięki małej udało nam się tam znaleźć, pojechaliśmy tam w cztery osoby, samochodem CS z Normandii, uważam że przyjechaliśmy tam dużo za późno, ok. 13h bo dla mnie głównym argumentem była wizyta nad morzem, chciałbym mieszkać nad morzem w Wissant, nie nie, nie chciałbym zbyt ruchliwe miejsce.
No więc kiedy już dojechaliśmy na pierwszą z marszu dołączyliśmy do pozostałych CS i dołączyliśmy grupą, trzy rzędy po sześć osób, do całego miasta. Maszerowaliśmy tak przez następne kilka godzin, co jakiś czas zatrzymując się i stawialiśmy opór tym przed nami, momentami było ciężko.
Ludzie tracą ponoć buty, przewracają się ale nad wszystkim czuwa opatrzność i nic nikomu się nie stało.
Nie znam genezy, dlaczego karnawał taki ma przebieg?
Co jest dla mnie dziwne, w pracy są osoby francuskiego pochodzenia i od przeszło dwudziestu lat mieszkają na północy i nigdy nie byli w Dunkierce w ten czas? I to nie pierwszy akcent jeżeli chodzi o region, bez ujmy...
Miłego dnia.
No comments:
Post a Comment