byłem w pokoju hotelowym, sam. pomiędzy pokojami w podłodze przebiegał trakt, którym kiedyś najwidoczniej biegły kable elektryczne. teraz pusty służył kurewsko małemu psu ze przejście od swojej pani do mojego pokoju. biegał i szczekał i groził mi gównem. świeciłem latarką żeby zobaczyć dokąd ta dziura biegnie w ziemi pod ścianą. widziałem tylko błyszczące ślepia dwóch sukinkotów. chciałem zapchać przejście szklankami i pchałem je kijkiem od szczotki ale ciągle mi wracały i ten kundel ciągle mnie obszczekiwał. poszedłem do właścicielki, żeby zabrała to ze sobą ale nie mogliśmy psa złapać. udawałem, że się z nim chcę bawić i kiedy był pod moimi nogami przyszpiliłem go do ziemi i złapałem za kark z całych sił. zawinąłem w ręcznik, żeby mnie nie podrapał. właścicielka była zadowolona tylko przez chwilę, potem z krzykiem oddała mi zakrwawiony ręcznik grożąc rozprawą w sądzie.
potem ktoś pukał do drzwi i przez judasza widziałem ją, jej adwokata i policję. udałem, że nie ma mnie w domu. następnego dnia wracając z zakupów, kiedy już zbliżałem się do moich drzwi cała banda zaskoczyła mnie zanim zdążyłem włożyć klucze do zamka. na futrynie były przyklejone dwa awiza, których nie odebrałem. adwokat zaczął mi sypać groźbami, na które dosyć mocno zareagowałem. wyzwałem go od suk sądowniczych, poprosiłem grzecznie żeby się przedstawił i spadał.
udawałem, że dzwonię na policję albo do CIA.
No comments:
Post a Comment