za pierwszym razem miałem ze sobą kartkę A4 żeby zasłonić się przed rozbryzgującą się krwią, nie pamiętam jakiego użyłem kalibru. to był jeden z szefów budowy, który dzień wcześniej niesmacznie sobie ze mnie zażartował. kartka nie nadawała się już potem do niczego, zbyt mocno i zbyt blisko strzeliłem mu w skroń. strzał prosto w łeb raz.
dziś było jeszcze ciekawiej, choć tym razem nie rozpoznałem typa. patrolował dzielnicę z góry skurczybyk i zauważył mnie szwendającego się po budowie niedzielną nocą, zniżył lot i zaczął za mną gonić. nieszczęśnik nie znał mojej budowy i nie wiedział, że mam ze sobą starego Colta. uciekałem przed nim przez tymczasowe schody. próbowałem nawet kilka razy strzelać ale bębenek był pusty, na moje szczęście kolo był młody i mimo, że mierzył do mnie prosto to nie był w stanie wystrzelić, nigdy nikogo jeszcze nie zabił.
w kieszeni znalazłem ostatnie kule, które szybko załadowałem i kiedy tylko zszedł na moje piętro, wychyliłem się zza progu i jeden strzał, prosto w skroń, z kilku metrów. kulka prosto w łeb dwa.
chciałem jak najszybciej oddalić się z miejsca przestępstwa tym bardziej, że to był funkcjonariusz na służbie, wziąłem jego motor. nigdy nie latałem na motorze. wyszedłem z pierwszego wirażu i naprzeciw mnie znalazła się ekipa filmowa, cała instalacja zagrodziła przejazd. szybko zbliżałem się do pierwszego technicznego, który najwyraźniej chciał mnie złapać, miał twarz naszego behapowca, ale w ostatniej chwili udało mi się znaleźć włączniki silników odrzutowych, nie działa, dwa metry od niego, znalazłem kolejne dwa przełączniki, które włączyły dopalacze i na kilka centymetrów przed aresztowaniem wzniosłem się do góry, mijając wszystkie zacieki pod oknami i zbutwiałe odeskowanie fasad, ponad całą ekipą filmową.
cóż za niefart! wczoraj przed spaniem mała spytała mnie czy dobrze wyłączyłem budzik.
wszystko przez samolot do Bogoty i przedpółnocne zasypianie na kanapie. swoją drogą nie dziwię się sobie. wypełniony indykiem, kawałkiem gruszki z białym serem i ciastem ze śliwkami i rabarbarem nie byłem wstanie wytrzymać więcej niż cztery partie bierek.
kulka prosto w łeb trzy...
No comments:
Post a Comment