06/06/2014

morfina

zwiedzaliśmy stare miasto, byliśmy razem. starówka, wąskie uliczki i szpital. pachniało w nim jak w kościele. pełno wytartego drewna. na trzecim piętrze oddział zakaźny pełen śmiertelnie chorych dzieci. nie chciałem tam wchodzić bałem się o nią ale uparła się a ja postanowiłem poczekać na nią na dole. zbliżał się już wieczór i wciąż czekałem. personel powiedział mi, że już dawno wyszliście. zacząłem was szukać, prowadziłem mały autobus przez miasto, zapadał już zmrok, błądziłem. zatrzymało mnie dwóch pijanych anglików obiecując, że pomogą i znają miasto jak własną kieszeń.nazajutrz zrozumiałem, że szukają już kolejnego kompana do menelskiej zabawy. przy pierwszej okazji postanowiłem im uciec. biegłem przez tłum turystów, zygzakiem by nie dać odnaleźć się w tłumie. mijałem w biegu trupę artystyczną w szarych bluzach i białych maskach, niektóre osoby ich nie miały i w pewnym momencie zobaczyłem oczy, które kazały mi się zatrzymać. zawróciłem tym razem biegłem i szukałem jej w tłumie. podbiegłem opuściłem szal z twarzy, szczęśliwy że nareszcie się udało.
choć wrócimy do domu-nie. dobrze zostanę z tobą-nie, nie możesz. dlaczego, wytłumacz mi- nie, jestem tu szczęśliwa. zasunęła chustę na twarz, tak jak miała to w zwyczaju i ruszyła w miasto.
ostatnią rzecz, którą pamiętam to, że wstrzykiwałem sobie znieczulenie stalową igłą prosto w dziąsła, trzy razy. choć w tym całym zgiełku wydarzeń nie pamiętam, czy to było po czy może jeszcze przed tą całą historią.

No comments:

Post a Comment