wylałem dziś 90.000 litrów pitnej wody. tylko po to by parowała przez dziesięć dni i wkurzała mnie przez cały ten czas. zjadłem pół tabliczki czekolady i obejrzałem głupi amerykański film. czuję się jak na wakacjach za czasów bycia kawalerem. mała wyjechała do polski i dostaję głupawki. czuję się trochę tak jakby zmieniono mi mieszankę gazów, rozchwiane proporcje, ciężki powolny oddech i zmiana perspektywy. będę spał krótko i płomiennie. nie byle jaka to czekolada bo z orzechami. mam jeszcze w zanadrzu kompot jabłkowy z wanilią ale pozostawię sobie pół słoika na śniadanie. mam ochotę wyjść na spacer pogrzebać palcami w ziemi i znaleźć najdłuższą dżdżownicę. to dziś moje ulubione słowo. każdego francuskiego gnojka wyzywam dziś od długich spasłych obślizgłych dżdżownic, wyzywam ich na soczystą wymowę wszystkich epitetów. mogę sobie tak wyzywać w nieskończoność i tak nikogo wokół nie ma. tylko zagęszczenie spółgłosek i kwiatki do podlania. wyobrażam sobie potrafić, móc i chcieć w jednym czasie ale nie umiem, nie mogę i nie chcę. co robić? rośnie mi stężenie melatoniny, wchodzę w wyższy stan nieświadomości i nikt nie jest mnie w stanie powstrzymać. nawet gdyby wybuchł jeszcze raz pożar na dole w sklepie, gdyby nagle młoda zapukała do drzwi albo strażak, policjant, nic by mnie z ów stanu nie wybiło. serce przemieszcza mi się wzdłuż palców.
dobranoc mała.
No comments:
Post a Comment