30/03/2014

kra międzydwudziestolecia

przeniosłem się moim autem w czasie do Polski dwudziestolecia międzywojennego gdzie zapewniałem wszystkich zebranych na pikniku w parku, że nasz kraj przez prawie 50 lat będzie pod komunizmem i nikt mi nie wierzył. potem kruszyłem palcami zamarzniętą wodę na powierzchni ziemi. lekkie kry niczym opłatki w kościele pękały pod kciukiem lewej ręki.

16/03/2014

BiW

dzisiaj rano zrozumiałem, że nie przywiązuję zbytniej uwagi do korelacji pomiędzy rzeczywistością a snem. okazuje się, że oniryczne sygnały bardzo często odnajdują swoje odpowiedniki w otoczeniu. śnię o małej będąc sam w łóżku śpiąc na jej poduszce. nie mogę naprawić hydrantu w pracy, budzę się piekielnie spragniony. słyszę dzwoniący telefon parę minut przed ustawionym budzikiem i wiele innych. ale dla dwóch historii nie potrafię złamać reguły. sny o pracy, które zbyt bardzo mnie irytują i rzadko kiedy dają mi ochotę się zapamiętywać i sny erotyczne, które siłą rzeczy są najbardziej intymne. pamiętam, że mój syn śnił mi się tylko jeden, jedyny raz.

jestem zaskoczony moją tolerancją alkoholową po wczorajszej libacji w BiWie. zazwyczaj po jednym piwie nazajutrz mam sporo bólu a tu proszę trzy piwa, zero papierosów i pizza o północy. odbyłem podróż pomiędzy kilkenny, żywcem i staropramen kończąc mniej więcej w Beauvais.

13/03/2014

dużo litrów i dżdżownica

wylałem dziś 90.000 litrów pitnej wody. tylko po to by parowała przez dziesięć dni i wkurzała mnie przez cały ten czas. zjadłem pół tabliczki czekolady i obejrzałem głupi amerykański film. czuję się jak na wakacjach za czasów bycia kawalerem. mała wyjechała do polski i dostaję głupawki. czuję się trochę tak jakby zmieniono mi mieszankę gazów, rozchwiane proporcje, ciężki powolny oddech i zmiana perspektywy. będę spał krótko i płomiennie. nie byle jaka to czekolada bo z orzechami. mam jeszcze w zanadrzu kompot jabłkowy z wanilią ale pozostawię sobie pół słoika na śniadanie. mam ochotę wyjść na spacer pogrzebać palcami w ziemi i znaleźć najdłuższą dżdżownicę. to dziś moje ulubione słowo. każdego francuskiego gnojka wyzywam dziś od długich spasłych obślizgłych dżdżownic, wyzywam ich na soczystą wymowę wszystkich epitetów. mogę sobie tak wyzywać w nieskończoność i tak nikogo wokół nie ma. tylko zagęszczenie spółgłosek i kwiatki do podlania. wyobrażam sobie potrafić, móc i chcieć w jednym czasie ale nie umiem, nie mogę i nie chcę. co robić? rośnie mi stężenie melatoniny, wchodzę w wyższy stan nieświadomości i nikt nie jest mnie w stanie powstrzymać. nawet gdyby wybuchł jeszcze raz pożar na dole w sklepie, gdyby nagle młoda zapukała do drzwi albo strażak, policjant, nic by mnie z ów stanu nie wybiło. serce przemieszcza mi się wzdłuż palców.

dobranoc mała.