17/11/2012
daydreaming
szliśmy kilka nocy temu przez błotnistą drogę w szczerym polu w kierunku opuszczonej zagrody. zdawało nam się, że nikogo w środku nie znajdziemy wszak chata była piekielnie zaniedbana. ale już przy samym wejściu do zagrody widzieliśmy zamknięte psy w klatkach, które w ogóle nie szczekały na nasz widok, jakby czekając na normalną kolej rzeczy. weszliśmy do małej izby, gdzie nie było nikogo, ale widzieliśmy sporą ilość śladów dzikiej egzystencji, niedojedzone resztki jedzenia i ogólny chlew w całym pomieszczeniu, z którego odchodziły schody na górę zastawione drewnianą kratką, którą zazwyczaj barykaduje się dzieciom zejścia na wypadek upadku z wysokości. zasuwka była niedomknięta i drewno było otłuszczone i śmierdziało zepsutym mięsem. Nikt stąd nie wyszedł żywy, zrozumieliśmy w jak niebezpiecznym miejscu byliśmy i już mieliśmy wychodzić kiedy dziecko zaczęło schodzić ze schodów w tym samym momencie usłyszeliśmy głośne ujadanie szczęśliwych zdawałoby się psów. pomyślałem, że mógłbym grzecznie spytać maleństwo o drogę, ale pokiwało mi ono przecząco główką.
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment