29/11/2011

Gastro-entérite

zabrzmi to całkiem dziwnie ale czas jakoś płynniej leci. żeby jeszcze było ciekawiej w sobotę odwiedziłem ścieki paryskie. 48h kwarantanny w domu!

21/11/2011

można puszczać latawca bez wiatru?

tak!

daliśmy temu przykład wczoraj popołudniu. wszak nie ciągnie za nitki i nie rzuca po pysku piaskiem ale razem w czwórkę, z masłem karmelowym i cydrem jest sympatycznie. w listopadową niedzielę mogliśmy biegać w krótkim rękawku. ale wyobraźcie sobie, że przez całą drogę nic nie było widać, taka była mgła, że musiałem zwalniać przed samym sobą bo nic nie widziałem na autostradzie.

znajomym w Melbourne udało się znaleźć bagietkę i piszą o tym post, franuziki. nam udało się znaleźć polski sklep spożywczy w Beauvais, polaczki. a niektórzy pośród nas nie nie mają w zwyczaju oglądać jesieni i przypływów, kolumbijczaki.

PS.zamieszki w Warszawie dobiegły końca, lewica straciła władzę w Hiszpanii, chłopak zabił dziewczynę, dostałem nową budowę, zjadłem rosół...

13/11/2011

ćmy

w naszej sypialni spaliła się żarówka. kiedy chciałem ją zmienić zorientowałem się, że jest wielkości szklanej kuli jaką widziałem kiedyś u wróżki i w wielu filmach. zacząłem ją odkręcać i była całkiem ciężka ale tak naprawdę się zdziwiłem dopiero kiedy zobaczyłem, że cała jest wypełniona ćmami, która obijały się jak szalona we wszystkie strony. kiedy schodziłem z krzesła musiałem szybko znaleźć coś w co mógłbym owinąć kulę bo była jeszcze całkiem ciepła. kiedy ją szczelnie otuliłem zaczęła nagrzewać się i szkło powoli uplastyczniało się, żarówka zaczynała zachowywać się jak balon wypełniony wodą. ćmy zaczęły przebijać szkło żądłami, jedna mnie użądliła. wystraszony, wybudzony przez małą, która wróciła z koncertu, leżałem w łóżku z sercem, które waliło jak młot.

06/11/2011

êmikraníon

żyję z regularnym bólem głowy. pojawia się co najmniej trzy razy w miesiącu. szczęśliwie nie mam mocnej fotofobii ani fonofobii, nie wymiotuję ani nie tracę wzroku. regularnie mój mózg dezorganizuje mi moje życie. działam trochę wolniej i mówię ciszej. wszystko to ostatnio dało mi do myślenia czym jest naprawdę dla mnie ból, do którego się przyzwyczajam, i którego nikt nie widzi. zastanawiam się, w którym momencie ból przestaje być realny, czy samo wyobrażenie bólu jest na tyle mocne by mnie bolało? jeśli tak to czy wyobrażenie przyjemności albo stłumienie bólu jest wystarczające by przestało mnie boleć? przez to staram się temu zaradzić bez wsparcia medykamentów, bardzo rzadko zdarza mi się wziąć tabletkę, ostatnio wziąłem pierwszy raz w życiu 1g. przypuszczam albo dopatruję się kilku najczęstszych przyczyn bólu. po pierwsze stres w pracy, zbyt mało wody w ciągu dnia, alkohol, złe i szybkie jedzenie, lewe oko albo wszystkie ósemki, które wciąż potrafią się wyrzynać.

przez to wszystko zapomniałem co mi się śniło.