06/12/2010

frytki i wódka

wczoraj byłem szeregowym członkiem szczeniackiej bandy, która przez cały dzień szukała zadymy po wiosce. Kradliśmy wszystkie drobne przedmioty i nie mieliśmy żadnych skrupułów okradać nawet ślepców.
widzieliśmy jak na wiejski posterunek przyjechał pod eskortą wór pieniędzy lub narkotyków, w słabo strzeżonym biurze dostrzegliśmy naszą szansę na łatwy łup. wieczorem miał odbyć się potańcówka, festyn piwa lub coś religijnego...
z pobliskiego parkingu ukradliśmy starego policyjnego Tarpana razem z kompletem mundurów. "na pełnym kapciu" :) wjechaliśmy na podwórze, ja jako podporucznik mogłem spokojnie rozejrzeć się po pokojach kiedy reszta siedziała przy stole i chlała na umór.
nasz wór był niepozorny ale piekielnie ciężki, strzegły go elita kucharek. kiedy już wszyscy byli zalani w trupa postanowiłem uciec z worem. kiedy już sięgałem po niego, kiedy już szedłem przez salę, kiedy już byłem przy bramie...wpadłem w pułapkę.
w worze nie było ani pieniędzy ani narkotyków ale generalska ulubiona kolekcja płyt winylowych i cygar.
cóż za wtopa!

No comments:

Post a Comment