30/03/2010

buffalo 66

mała mi mówi, że nic nie piszę.
ostatnio jestem bardzo zajęty niuansem pomiędzy prętami a betonem.

jedna rzecz, którą zrozumiałem instynktownie
w kręgle lepiej grać z usztywniaczem nadgarstka
i git jest mieć swoją kulę, spluwę i szafkę.
reszta ze względu na poziom zmęczenia w mojej głowie
była mglista. Pan Acord daje radę.

sam bynajmniej nie czuję się jak Billy ale kiedy jestem zmęczony pracą...

17/03/2010

zmywanie naczyń

nienawidzę zmywać naczyń, równie mocno co i myć się.
przez cały czas kiedy dziś je zmywałem słuchałem muzyki i czułem cynamon.
kiedy dziś brałem prysznic rozpocząłem nowe mydło, szare mydło przypomina mi wracającego tatę z kopalni i łaźnie w fabryce remontującej w Hermsdorf.
dojeżdżam na rowerze do pracy, od kiedy znalazłem inną drogę jest to dużo przyjemniejsze i irytujące zarazem. wszystkie zakamarki, które mijam kuszą mnie rano, żeby skręcić w małe uliczki, poranne słońce mi mówi, chodź, no chodź... raz nawet się zgubiłem i lekko się spóźniłem do pracy ale warto było. tymczasem zgubiłem już cynamon.

14/03/2010

moje fono i fotofobie

potrzebny mi złocień maruny.
łyżka w budyniu to nic innego jak rdza i koła zębate radzieckich zegarków.
to może być zbyt dużo bodźców w krótkim czasie.
melanż języków i alkoholi w pikaboo w dodatku przewiało mi plecy na rowerze w drodze do pracy.
przeczytałem czyjąś wypowiedź o pęczniejących mózgach kobiet w miesiączce.
w sobotę bojówki Le Pen'a, w niedzielę bojówki Orionu.
pierwsza w moim życiu żydówka, którą poznałem, opowiada mi o problemach emigracji w Belgii. tego samego ranka kupuję u araba cukierek. odkurzam w domu przed 21h.
szampan i truskawki, stukający kubkiem rumun, arabski dziadek i nieszczęśliwy młody francuz z psem. zawieszam na nich wzrok i wciąż boli mnie głowa.