19/04/2009

a flash in the pan


Znów miałem jeden z tych zboczonych snów zawodowych.

Zaczęło się od tego, iż byłem brudnym chłystkiem na placu zamkowym, którego zadanie polegało na zaprószeniu ognia w pałacowych komnatach. Na początku sprawa wyglądała banalnie w murach pomiędzy ciosami były szczeliny tak wielkie, że nadworny pies, notabene portugalski pies wodny, oglądał przez nie całe podwórze. Warczał na mnie i złościł. Musiałem zaiskrzyć znalazłem stare sznurówki, powoli kopciłem je na ogniu, następnie zawiązałem supeł zrobiłem większy kłąb, wsadziłem do szczeliny i zacząłem dmuchać ile sił. Jak tylko poleciał żar na nos psa odszedł i więcej go już nie widziałem. Ogień zaczął rozprzestrzeniać się po podłodze, zasyfionej suchą słomą. Potem wszystko działo się błyskawicznie.

Do zamku wkroczyły wroga armia, mord, gwałt i zgliszcza. Ja stałem się teraz budowniczym (?) nakazałem zalepiać szczeliny gliną, wszystkie mury wzmacniać, odbudować stare części, sen się ulatnia, przy zamku płynęła wartka rzeka w jednym miejscu porządnie zwężonym korytem. Zamek znajdował się na prawym brzegu, po drugiej stronie rozciągały się pola, suche i zaniedbane. Kazałem ustawiać kamienny mur wzdłuż rzeki zakończony na łuku zaporą, tak by móc wywoływać podtapianie upraw.

Była też kobieta, szlachcianka albo nie. Nie wiem w każdym bądź razie uciekała często na drugą stronę rzeki, biegła za jeźdźcem z przyszłości, zwykły dżokej na gonitwie. Ja także to widziałem.

1 comment: