ale wróćmy do wydarzeń z przed kilku nocy...
nie wiedzieć czemu ale byłem na mieście na zakupach z szefem, szukaliśmy dla niego nowych butów z wkładkami protetycznymi,

przymierzałem z kilkanaście par na grubych czarnych podeszwach coś w stylu starte Firestone na burcie statku, cichobiegi w przetłustym stylu muzealnym, przepełnione słoniowatością ale to był krótki epizod tego wieczora.
zaraz potem znalazłem się na wielopiętrowej imprezie od piwnicy po sam strych i byłem małą, szukałem siebie. byłem małą a raczej w małej, szukałem siebie w miejscach gdzie już z kimś siedziałem i rozmawiałem tego wieczoru, wiedziałem z których szklanek piłem byłem suflerem i prowadziłem małą po całej imprezie tak by mnie odnalazła, wchodziliśmy coraz wyżej, piętro po piętrze i wydawało mi się, że prowadzę ją coraz bliżej siebie do miejsca gdzie byłem ale wraz z malejącym dystansem rosła różnica czasu, nie byliśmy w stanie nadgonić i wszystkie moje sugestie były ślepymi poszlakami aż do samego strychu aż po sam dach gdzie najpewniej schroniłbym się podczas letniej parapetówy. wierzę, że doprowadziłbym małą do mnie ale w poniedziałek wstaję zbyt wcześnie rano by móc dośnić szczęśliwy koniec.
No comments:
Post a Comment