21/09/2010

ojcowizna

jestem świeżo po czarnym dynamicie, ten blaxploitation przyprawił wszystkich ok połowę z nas.
są u nas warszawiacy i cool, szkoda że wszyscy wyemigrowali do Paryża i kiszę dupę sam w domu, psia mać!

zeszły weekend sporo się działo
Les journées européennes du patrimoine
dzięki temu przelataliśmy z małą po całym mieście, wpadliśmy na Zam-zam z Dżibuti, z którą poszliśmy na nocny koncert w katedrze, miejscowe konserwatorium zainaugurowało w ten wieczór nowy sezon, nigdy nie byłem wcześniej na nocnym koncercie. przed nami siedziała spora grupa ludzi inaczej rozwiniętych umysłowo, jeden z nich wykręcał głowę w przedziwny sposób i każdą najmniejszą ciszę w utworach zapełniał pstrykaniem, choć ja też musiałem wyglądać dziwnie gapiąc się w sklepienie albo przysypiając na Czajkowskim.
dzień później poszliśmy do Maladrerie Saint Lazare, miało być wysoko artystycznie ale skończyło się tylko na wysoko przewartościowanym spektaklu, miejsce może i warte obejrzenia ale nie ma nic innego ciekawego poza parasolami przeciw gołębim kupom w starym kościele a dla zapaleńców budownictwa lekko zapadających się i popękanych posadzek na wysoki połysk.
ach jeszcze zapomniałem dodać ileż to tego dnia nauczyliśmy się o witrażach, nigdy więcej nie spojrzę na nie lekceważącym okiem i to dzięki niewielkiej starej kobiecie, która ma ciekawą pasję. voila! to wszystko
mogę trochę ponarzekać?...

No comments:

Post a Comment