przedwczoraj wieczorem moje kły urosły do wilczych rozmiarów.
zaczęły z łatwością wychodzić z dziąseł przy najmniejszym nacisku,
wszak nic w tym dziwnego skoro w mojej szczęce nie ma już dodatkowego miejsca, wszystkie ósemki już dawno je zajęły.
pijąc cokolwiek przepływ płynu powodował ruch zębów i zgodnie z prawem Archimedesa tym bardziej się uwalniały. wziąłem jednego do ręki, wielki niczym migdał. próbowałem go na siłę wcisnąć na miejsce ale strasznie mnie to bolało.
kilka dni wcześniej spędziliśmy kilka nocy w Wenecji. udało nam się wstrzelić w okres tuż po karnawale i jeszcze przed wiosennymi podtopieniami. miasto kojarzy mi się z milionem pali... i nic poza ładnym widokiem na zaciemnione kanały. tak naprawdę i tak jak zazwyczaj miejsca, które odwiedzam po raz pierwszy, nic mną nie zatrzęsło.